Odburknąłem i podniosłem upuszczony worek z paszą.
-Nie chciałam na ciebie wpaść.
-To fajnie.
Zaciągnąłem powietrze kiedy pomagała mi zbierać rozrzuconą mieszankę. Niedawno wyszła z auta, jechała jakieś... 2/3 godziny. Dało się wyczuć delikatną woń perfum i jakiejś rexony. Impreza pożegnalna? Być może.
-Konia się nie zostawia w przyczepie bez opieki.
Powiedziałem, kiedy już się wyprostowałem i stałem bokiem do dziewczyny.
-To nie mój koń.
-Twój.
-Masz dowody?!
Zamyśliłem się.
-Tak. Na przyczepie są twoje inicjały.
-Nawet ci się nie przedstawiłam.
-Oczywiście, że nie Nathalie.... Nadie.
Spojrzała na mnie przerażona.
-Masz bransoletkę z takimi samymi inicjałami, ile to jest imion na "N"? Otrząśnij się i choć wyjąć tę szkapę.
Dziewczyna walczyła ze sobą żeby nie dać mi w policzek. Jak najbardziej mi się to podobało. Podszedłem do przyczepmy i bez zastanowienia ją otworzyłem. Odpowiedziało mi delikatne rżenie.
-Nie posłuch cię, ja to zrobię!
Protestowała dziewczyna, jednak ja na nią nawet nie spojrzałem. Pewnie wyprowadziłem ogiera/wałacha, który nie nadążając za mną najpierw wyciągnął szyję a potem zakłusował.
Nadie?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz