- Mówisz?- zmrużyłem oczy, podbierając się ręką. Wpakowałem sobie
jeszcze jednego cukierka do ust, a potem podszedłem do Nataszy.
Klęknąłem przed nią, uśmiechając się. Dopiero z bliska zobaczyłem, że
Natie ma fajne oczy...
- Mówię.- odparła zbliżając swoją twarz do mnie. O nie nie nie nie. Mój
urok chyba działa aż za dobrze. Odsunąłem się na jakieś dziesięć
centymetrów.
- Co? Aż tak śmierdzę koniem?- rzuciła żartobliwie.
- No nie no co ty... Bardziej ja.- odpowiedziałem, drapiąc się po głowie. Co ja robię...
~*~
Wieczorem...
Po...Zabawie? Tak, zabawie z Nataszą, od razu po tym, jak powiedziałem,
że śmierdzę wróciłem do domku, żeby się wykąpać. Po raz pierwszy w
historii Matthev idzie się z własnej woli wykąpać! Proszę Państwa! Cud
Bożonarodzeniowy!
No więc po odświeżeniu się, wziąłem książkę w rękę i ruszyłem ku padoku
dla klaczy. A tam- moja Silvie nadal biegała, skakała... I choć
wiedziałem, że to ryzykowny pomysł, bez siodła i lejców pogalopowałem w
las.
Trafiliśmy na polankę, z której był piękny widok na gwiazdy i małe
strumienie. Usiadłem na pieńku, patrząc się w gwiazdy...Przypominały mi
odbicie słońca w oczach Natie...Zaraz no Matt! Zagalopowałeś się!
Natasza? c:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz