- Podoba mi się? - spytała z lekkim uśmiechem. - nie zaprzeczę, ale jeszcze sobie nie zasłużyłeś.
- Chrzanić - zaśmiałem się.
***
- Kurna, cholero - moja cierpliwość była już na skraju. Koń cały czas się wiercił, nie pozwalając założyć sobie kantaru.
- A ty znowu się męczysz? - usłyszałem za sobą głos Lilly.
- A co ty nie powiesz - uśmiechnąłem się sam do siebie.
Ogier odwrócił się do mnie tyłem. Jęknąłem lekko, wychodząc z boksu.
- Jak nie to nie. - mruknąłem, po czym popatrzyłem na dziewczynę - a miałem go tylko zaprowadzić na padok.
Lilly? Wena ucieka wolno i w męczarniach ;-;
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz