Zamknąłem boks klaczki. Silvie wychyliła łeb poza drzwiczki i parsknęła donośnie.
- Ma niezaspokojony apetyt pieszczot.- oznajmiła Natasza, gładząc mojego wierzchowca po szyi.
- Wiem.- odpowiedziałem po chwili, spoglądając na klacz z błogą miną,
która w dodatku przeżuwała spokojnie siano. Raz po raz rżała radośnie.
- Em... To ja już będę się zwijać.- oznajmiłem. Pokazałem palcem na
drzwi i spokojnym krokiem skierowałem się do mojego pokoju, mieszczącego
się w jednym z budynków. Ledwo żywy padłem na łóżko. Kiedy ja się tak
zmęczyłem? W każdym razie momentalnie zasnąłem w tych brudnych ciuchach,
cały spocony i utytłany błotem jak świnia.
~*~
Obudziłem się... Nie wiem kiedy. Wstałem z... Podłogi. Miałem ślinę
na... Policzku. I podbite oko. Był jakiś melanżyk w nocy czy co?
Stanąłem przed lustrem i aż padłem z wrażenia. Miałem narysowane wąsy i
jakiś napis... Nie mogłem się rozczytać. Na lustrze czerwoną szminką był
wypisany jakiś numer telefonu. Spojrzałem na budzik. Trzynasta! Ubrałem
się i pognałem w kierunku boksów. I zapomniałem zmyć to coś z twarzy!
< Natie? Tłumacz się! :D >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz