-Zapnij w końcu te pasy. - Z zamyślenia wyrwał mnie głos ojca. Od rana myślałem wyłącznie o akademii. Ubłagałem go o przeniesienie do tej szkoły. Tak samo ubłagałem go o konia rok wcześniej. O mojego Lucasa.
Zapiąłem pasy. Auto ruszyło. Za około dwie godziny dotrzemy na miejsce. Założyłem słuchawki na uszy i puściłem piosenkę jednego z moich dwóch ulubionych zespołów. Przymknąłem oczy i oparłem się głową okno, od którego było czuć chłód zimy.
Dobijali się do drzwi. Byli wszędzie. Już przyszedł ten czas. Chwyciłem siekierę, która stała koło krzesła. Kopniakiem otworzyłem drzwi. Celowałem w głowę. Nie dać się ugryźć. Nie dać się zadrapać. Musiałem wybić tą garstkę, bo wdarła się do mojej piwnicy. Uporałem się z nimi, jednak z trudem.
Coś mną potrząsnęło.
-Chłopie, wstawaj. Ile można spać? - to znów ojciec. Cholera, muszę ograniczyć oglądanie The Walking Dead. Byliśmy na miejscu.
-Pomóc ci w czymś, czy sobie poradzisz? - Mężczyzna popatrzył na mnie swoimi brązowymi oczami. Na jego twarzy pojawiły się widoczne zmarszczki, które były wynikiem wielogodzinnej pracy i stresu. Nadal się nie pozbierał po śmierci matki. To już trzy lata. Mimo wszystko, wiem jak się czuje.
Wysiadłem z auta.
-Poradzę sobie. - upewniłem go. Nagle przytulił mnie, tak jak to robił kiedyś, po czym rozczochrał mi włosy.
-Okej. To ja tutaj sobie chwilę jeszcze postoję i popatrzę. - Wyjął z kieszeni paczkę papierosów, po czym zapalił jednego. Podszedłem do bagażnika i wyjąłem z niego walizkę i torbę, która zarzuciłem na ramię.
-Pójdziesz z walizkami do stajni odprowadzić Lucasa? To chyba nie będzie najlepszy pomysł. Może ja go odprowadzę? - znów wtrącił się mój tato.
-Nie, sam go zaprowadzę. Poczekaj jednak tutaj, idę odnieść te rzeczy do pokoju. - Ruszyłem w stronę akademii, po drodze zachodząc do sekretariatu po klucz.
Nie minęło dwadzieścia minut, a ja wróciłem po mojego konia.
-To pa, tato. - pożegnałem się.
-Elo, będę dzwonić. - odpowiedział. Często próbuje wtopić w swoje wypowiedzi gwarę młodzieżową. Ostatnio nauczyłem go mówić 'pisiont groszy'.
Nie było trudno z tym, żeby odnaleźć boksy dla koni. Ruszyłem w kierunku, w którym pokazywał drewniany znak z dużym napisem 'STAJNIA'.
Zaprowadziłem więc Lucasa do przeznaczonego dla niego boksu. Wychodząc pogłaskałem go po pysku.
-Jesteś tu nowy? - usłyszałem głos za sobą. Na kogo się do cholery już natknąłem? Odwróciłem się.
Ktosiu? C:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz