niedziela, 4 stycznia 2015

Od Raphaela C.D Elen

Wydawało mi się, że to nie najlepszy pomysł, ale nie mogłem jej powstrzymać. Siebie także. 
- Dokończymy później. - zabrzmiało to zapewne jak rozkaz, lecz nic nie mogłem na to poradzić. Spojrzała na mnie z niechęcią i zaczęła udawać, że się obraziła. Nagle ponagliła swojego konia do galopu. Ruszyłem za nią. Grand 'wystrzelił' jak z procy. Popędził przed siebie w oszałamiającym tempie. Przytrzymałem go trochę, ponieważ wiedziałem, że grozi to potknięciem się, a nawet upadkiem konia. 
Wjechaliśmy do lasu, w którym zwolniliśmy do kłusa. Zauważyłem powalone drzewo. Nie wahając się dłużej skierowałem konia w jego stronę; on przeskoczył je z naturalną, wrodzoną lekkością. 
Zauważyłem, że Elen też skoczyła, świetnie jej wyszło. Zatrzymałem konia; podjechała do mnie. Zaczęło się ściemniać. Zaproponowałem jej, żebyśmy pojechali na wzgórze, żeby zobaczyć zachód słońca. 
Kiedy już się tam znaleźliśmy zauważyłem, że niebo ma dziwny, fioletowy odcień. Chmury zwisały nisko nad horyzontem. 
***
Nienagannie czysta wcześniej stajnia była cała w błocie, które 'przypadkowo' tam trafiło. Przez nas. Mój koń widocznie zmienił maść, bo cały był w białych płatkach śniegu. Wyczyściłem go szybko, pomogłem Elen i napoiłem konie, dałem im jeść. 
- Idziemy do mnie? Czy do ciebie? - zapytała, jakby rzeczą naturalną było to, że musimy do kogoś iść. 

Elen? Odnalazłem wenę! :3

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz