wtorek, 13 stycznia 2015
Od Raven C.D Ethana
Nie wiedziałam o co chodzi. Chłopak, zwany Ethan'em, wybiegł ze stajni z szybkością godną strusia Pędziwiatra. Nie wiem co mogło wywołać w tym enigmatycznym i zamkniętym na świat człowieku tak wielkie emocje. Nie namyślając się długo posłałam pogardliwe spojrzenie leżącemu na ziemi chłopakowi i pobiegłam za Ethan'em. Nie bałam się zostawić Dragona, poradzi sobie chłopak, a ja niedługo wrócę.
Gdy wybiegłam na zewnątrz dostrzegłam znikającą w drugiej stajni sylwetkę. Zmęczona zwolniłam i lekkim truchtem udałam się do środka. Doszłam niemal na koniec stajni by nareszcie znów zobaczyć chłopaka.
Klęczał na ziemi, obok niego stał jakiś mężczyzna, po białym fartuchu poznałam, że to musi być weterynarz. Zakryłam ręką usta, oczy Ethan'a mówiły wszystko. Zamurowana nie mogłam wykonać ani kroku. Stałam tam i patrzyłam nie dając rady zmusić się do postąpienia choćby metr do przodu. Widziałam jak weterynarz podchodzi do chłopka, jak kładzie mu rękę na ramieniu i kiwa głową jakby potwierdzał to co mówi czarnowłosy. Była świadkiem jak Ethan podnosi się i wybiega ze stajni, jak weterynarz podchodzi do klaczy i wstrzykuję jej coś w ciało. Nie mogłam na to patrzeć. Odwróciłam się w tył i pobiegłam do boksu Dragona. Zastałam tam sytuację z której w każdym innym momencie śmiałabym się godzinami. Stajenny Leżał na ziemi wciśnięty w kąt między ścianami, a jakiś metr od niego stał mój konik. Z uniesionym łbem dumnie uderzał kopytem w ziemię. Podeszłam do niego szybko i zwinne wskoczyłam na siodło. Po tygodniowej przerwie niemal wystraszyłam się tej wysokości. Niemal.
Popędziłam Dragona, a on z chęcią pognał przed siebie. Skierowałam go w stronę rozpościerającego się w okół Akademii lasu. Nie znałam tego terenu, ale Dragusiowi to nie przeszkadzało. Pędził przed siebie z zawrotną prędkością. Mimo swego monstrualnego rozmiaru poruszał się z niespotykaną gracją i precyzją. Był jak wiatr, albo raczej jak wierzchowiec śmierci niosący ją ku coraz to kolejnym ofiarom.
Kurcze, Raven, to nie pora na snucie tych twoich historyjek, ogarnij się o wracaj na ziemię.
Tylko ta myśl pojawiła się w mojej głowie z drzew wyłoniła się polanka. Zwolniłam z galopu do kłusa i podjechałam z przeczuciem, że odnalazłam uciekiniera.
Leżał na ziemi wpatrując się w ciemne chmury zbierające się na niebie. Podjechaliśmy z Dragonem jeszcze trochę, aż chłopak nie podniósł na nas wzrok. Jego oczy były przerażająco puste, bez wyrazu.
Zeskoczyłam niezbyt zgrabnie na miękką trawę. Podczas zsuwania się z siodła bluzka zaczepiła się o strzemię i podwinęła do góry ukazując długą bliznę na moich plecach. Szybko zakryłam "pamiątkę" i z ulgą zobaczyłam, że chłopak nie wyglądał na zaciekawionego, ale przecież miał teraz inne problemy na głowie.
Podeszłam, zatrzymując się metr od niego. Stałam tak wykręcając sobie palce i kopiąc ziemię, a on leżał wciąż patrząc to na mnie to na Dragona.
-Po co przyjechałaś?- Jego głos był... suchy. Tylko tak mogłam go określić. Suchy, bez żadnych uczuć, intonacji, ani akcentu. Znów zaczą wgapiać się w niebo bez wyrazu.
Usiadłam obok i również zaczęłam obserwować obłoki. Przez chwilę zbierałam myśli, by użyć jak najlepszych słów.
-Miałam 10 lat - powiedziałam na głos. Wciąż patrzyłam na płynące kłęby pary wodnej zawieszone między gazem a ciałem stałym - Dzień moich urodzin miał być niesamowity. Abby, była piękna. Mimo iż nie była rasowym koniem miała świetne wyniki w skokach. To były nasze pierwsze zawody. Już od rana chodziłam jak nakręcona. Mama śmiała się, że to ja powinnam nieść na plecach Abby, a nie ona mnie - uśmiechnęłam się do wspomnień. Cały czas czułam na sobie wzrok Ethan'a - Pamiętam jak stałam na starcie. Miałam na sobie nowe, białe bryczesy i elegancki toczek. Czułam się jakbym już zdobyła złoto na Olimpiadzie, a przecież nawet nie wystartowałam. Pamiętam jak usłyszałam ujadanie psa. Odwróciłam się i zobaczyłam wielkiego rottweilera biegnącego w naszą stronę. Urwał się komuś ze smyczy. Abby wpadła w popłoch. Jak była źrebakiem pogryzł ją pies i wpadała w panikę gdy tylko jakiegoś ujrzała. Byłyśmy zapewniane z mamą, że nie będzie na miejscu żadnych psów.
Zaczęła uciekać, cwałowała przez kilkadziesiąt metrów, aż znalazła się przed okserem. Zawsze miała z nimi kłopot. Nie udało jej się przeskoczyć. Spadłam. Dostałam wstrząsu mózgu. Ja się obudziłam po tygodniu, Abby nie. Przez kolejne trzy lata nie wsiadłam na konia - miałam ściśnięte gardło, w oczach szkliły mi się łzy, a dolna warga drżała nieustannie.
Ethan powoli podniósł się do siadu, przysuną do mnie i oparł głowę na moim ramieniu. Wiedziałam, że nic nie powie. Nie przeszkadzało mi to. Rozumiałam. On wie, że przeżyłam to co on teraz przeżywa i pozwolę mu dokończyć żałobę w ciszy. Nie oczekuje zapewnień, że mi smutno, albo że współczuję. Te gatki i jemu i mnie wydały by się płytkie i nie na miejscu. Oparłam głowę na jego czując jak kosmyki ciemnych włosów łaskoczą mnie w twarz. Nie mogę uwierzyć w to co robię. Znam chłopaka jeden dzień i pozwoliłam mu się do mnie zbliżyć jak jeszcze nikomu. Głupia, pewnie jutro pożałuję tej całej całej poufałości, ale dziś jest dzisiaj, a jutrem nigdy się nie przejmuję. Z tą myślą wypełniającą mi czaszkę siedziałam z Ethan'em jeszcze jakiś czas. Po kilku, albo kilkudziesięciu minutach Ethan zaczął się prostować.
Ethan? Co się dzieje? Trochę się rozpisałam XD
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz