Jestem w szpitalu, a dokładniej w korytarzu. Tu i teraz, albo nigdy ! Wbijam sobie nóż w rękę jednak nie głeboko, bo mam mało siły. Ciepła krew zaczyna powoli spływać po podłodze. Przychodzi biały kot, i zaczyna zlizywać moją krew. Krwi pojawia się coraz więcej i więcej, aż w końcu całe łapy kota są w krwi. Kot ucieka a ja zaczynam zlizywać własną krew... Taa...Krwotok nie ustaje za to brunatna ciecz rozlewa się wszędzie, po całej podłodze. Zaczynam wyssewać krew z nadgarsta, czuje przyjemny metaliczny posmak. Po chwili jednak krew zalewa mi usta, oczy oraz nos. Do ust wpływa mi tak szybko, że zaczynam się dławić własną krwią. Upadam. Przybiega lekarz i po chwili jest cały w krwi. Powoli zlizuje ze mnie krew, ale przechodzi coraz wyżej i wyżej aż dociera do moich ust, całuje namiętnie. Przyciska moją dłoń do podłogi i przypadkiem tamuje krwotok, czuję wielką ulgę. Oczy mi się zamykają Zaczyna reanimacje, i z trudem uchodzę z życiem, jeśli to życie można nazwać... Ale nie przestaje mnie całować, a ja nie mam siły go odepchnąć. Rozpina mi koszule, i ku mojemu zdziwieniu robi dziwne nacięcia. Trochę zniekształcone rysy liter przekształcają się w zarysy krwi, aż w końcu krew znowu ze mnie spływa jak z wiadra. Słyszę jedynie jak lekarz ucieka i wrzaski policji. Widzę tylko białe mignięcie za szybą w drzwiach : to Oskar, drzwi się uchylają. Nagle wszystko cichnie.
Oskar ? :3
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz