piątek, 2 stycznia 2015

Od Raven

-Posłuchaj, Raven. Wiem, że nie chcesz iść do tej szkoły ale nie mas z wyboru. Dobrze wiesz, że szeryf Stone postawił ci ultimatum- ględziła moja matka. Od rana próbuje mi wmówić, że wysyła mnie do szkoły z internatem dla mojego dobra. Pff… Jakbym nie wiedziała, że ma mnie już dość. Najlepiej pozbyć się ciężaru. Tak, to do niej podobne. – Słuchasz mnie, dziecko?
-Nie – spojrzała na mnie sfrustrowana. Moja prostolinijność doprowadza ją do szału, a ja to perfidnie wykoszysuję. 
Wyjżałam przez okno rozpędzonego auta. Słońce schylało się ku zachodowi, zabarwiąc kłęby chmur na żółto i różowo. Klucz kaczek szybował przecinając niebo. W tej chwili oddłabym wszystko by stać się jedną z nich. Być wolną, niezwiązną dennym prawem Stanów Zjednoczonych Ameryki. 
-Rev, skarbie, ta szkoła to najlepsze co cię mogło spotkać. 
-Oczywiście. Bo przecież każdy normalny uczeń przenosi się w środku roku szkolnego – nic nie zrobiła sobie z ironicznego spojrzenia które jej rzuciłam. Po 16 latach zdążyła się przyzwyczaić – Po raz kolejny będę tą „ dziwną-samotniczką-bez-przyjaciół”
- Nie bądź pesymistką, kochanie. Na pewno znajdziesz wielu znajomych… A jak nie to przynajmniej będziesz miała ze sobą Dragona – dodała po chwili. Prychnełam pod nosem. 
Tak, o to jedyny pozytyw tego całego wyjazdu. Nie będę musiała dojeżdżać by zobaczyć mojego konika. Dragon był moją jedyną miłością oraz faceten któremu pozwoliłam się do siebie zbliżyć. Przepiękny przedstawiciel Shire. Jego ogromny wzrost boskiego wierzchowca skrywa w sobie usposobienie baranka. Dragon jest moim najlepszym przyjacielem pod słońcem. Dodałabym też, że jedynym, ale nie będę się pogrążać.
Szeryf Stone stacjonujący w, jeszcze do nie dawna, moim mieście po kolejnym wybryku z mojej strony stwierdził, że ma mnie dość. Gdy moja matka przyszła mnie odebrać dał jej broszurę ze szkoły wojskowej. DOKŁADNIE – SZKOŁY WOJSKOWEJ – DLA MNIE. Wyobrażacie to sobie. Rozniosłabym ich światopogląd w tydzień. Nie twierdzę, że jestem jakąś straszną kryminalistką, ale nie pozwolę sobie w kaszę dmuchać. Moje zdanie jest moim zdaniem, a to co mówię jest święte. Dlatego nigdy nie kłamię. Przenigdy. Tylko tchórze kłamią, a ja do nich nie należę.
Po jakże burzliwym tygodniu, pełnym rozbitych talerzy, wizyt z komisariatu i kłótni do rana, ustaliłyśmy kompromis. Wyjeżdżam to szkoły o jakże wdzięcznej nazwie Akademia Golden Horse. Jeśli do końca roku nic nie zmaluję moja matka zastanowi się nad powrotem do normalnej szkoły.
-Raven, dojechaliśmy – z rozmyślań wyrwał mnie drżący głos matki. Spojrzałam na nią. W oczach miała łzy, a dolna warga jej drżała. Wywróciłam oczami. Nie znosiłam gdy to robiła. Na siłę próbowała wywołać u mnie poczucie winy, które, no cóż, nie istniało.
Chwyciłam torbę i wyszłam z wozu trzaskając drzwiami. Wyciągnęłam walizkę z bagażnika i ruszyłam podjazdem w stronę Akademii. Nie odwróciłam się gdy samochód zatrąbił na pożegnanie. Szłam naprzód usilnie powstrzymując łzy w obrębie oczu. Nie pozwoliłam im popłynąć, płacz jest oznaką słabości, a ja nie jestem słaba! 
Zamknęłam oczy by się uspokoić. Przecież nie mogę pokazać się w nowej szkole z zapłakanymi oczami. Odetchnęłam głęboko i wpadłam na coś twardego. Otworzyłam gwałtownie oczy czując jak upadam do tyłu. Z cichym klapnięciem wylądowałam na ziemi, a na mnie walizka. Spojrzałam w górę nienawistnym wzrokiem. Tuż nade mną stał chłopak. To mi wystarczyło. Szybko się podniosłam i zaczęłam swoją litanię.
-Uważaj jak chodzisz patafianie! Nie wiesz, że po tej ziemi nie chodzisz tylko ty!? Czy u ciebie, w kraju normalnym jest, że chłopak przewraca zamyśloną, bezbronną dziewczynę na brudną ziemię!?! 
-Czy ja wiem czy takie bezbronne – zadrwił. Teraz to mnie wkurzył.
- Ty bezmózgi troglodyto, nawet sobie sprawy nie zdajesz co zrobiłeś – mój przepełniony jadem głos był zimny jak lód. Postanowiłam odbić sobie na nieznajomym mój parszywy humor - Wyobraź sobie, że nie raz taka sytuacja doprowadziła do złamanej kończyny. Ty… ty… YHHH!


Witajcie :) Chciałby ktoś dokończyć?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz