-O. Co Ty tu robisz?-spytał. Podeszłam do niego i usiadłam na małym stołku przy jego łóżku.
-Martwiłam się o Ciebie.-powiedziałam.-Ale dzięki Bogu w końcu pozwolili mi do Ciebie wejść. Jak się czujesz?
-Boli mnie kostka. I nic nie pamiętam. Tylko trochę te całe haluny. Boże, co to było... Na pewno będę pośmiewiskiem całej szkoły...
-Przecież to nie twoja wina.-powiedziałam.-Ważne, że nic Ci się nie stało. Nawet nie wiesz, jak się o Ciebie martwiłam...-powiedziałam i miałam ochotę się do niego przytulić, jednak coś mogłoby się stać z tą całą aparaturą do niego poprzyczepianą. Złapałam go tylko za dłoń na której nie miał wenflonu. Spojrzał na mnie z uśmiechem, a potem dostrzegł, że cały czas jestem w ubraniu z balu.
-Czekaj... Czy Ty tu koczowałaś cały ten czas?-spytał.
-Tak.-przyznałam.-Nie chciałam jechać do akademii, chociaż nauczyciele mi to proponowali. Chciałam zostać tutaj. Pielęgniarki pozwoliły mi patrzeć na Ciebie przez szybę. Prawie w ogóle nie spałam. Ale lekarz powiedział, że jak będzie wszystko dobrze, to jutro Cię wypiszą.-powiedziałam i uśmiechnęłam się.-Nie wiem, co bym zrobiła, gdyby stało Ci się coś poważnego... Kocham Cię, Oskar.
Oskar? C;
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz